Na tę chwilę członkowie międzynarodowej ekspedycji czekali od pierwszego dnia nurkowania do wraku „Kujawiaka”.
Z powodu kłopotów z pogodą – występowały silne wiatry i podwodne prądy morskie, które uniemożliwiały nurkom zejście na głębokość 100 metrów oraz ze względu na problemy techniczne ze specjalistycznym sprzętem do nurkowania – w szeregi zespołu wkradło się zdenerwowanie. Odnalezienie dzwonu okrętowego było zagrożone. Prace poszukiwawcze cennego artefaktu prowadzono z trudem.
Po sukcesie z odnalezieniem wraku niszczyciela eskortowego „Kujawiak” w 2014 r. i jego eksploracji w 2015 roku ekipa była przekonana, że sprawa z odszukaniem dzwonu okrętowego, to kwestia czasu. Szczęście dotychczas nie opuszczało członków Stowarzyszenia Wyprawy Wrakowe. Każda kolejna ekspedycja kończyła się ich sukcesem.
Do trzeciej wyprawy na Maltę byliśmy dobrze przygotowani. Przed wyjazdem ekipa dokładnie zapoznała się z bogatym materiałem historycznym, dopilnowaliśmy wszystkie sprawy o charakterze logistycznym i prawnym. Otrzymaliśmy wymagane pozwolenia urzędowe. Władze państwowe Malty i pracownicy naukowi z Uniwersytetu Maltańskiego kibicowali naszym poczynaniom. Od kilku lat realizujemy program dotyczący „Kujawiaka”, który zatonął po wejściu na nieprzyjacielską minę morską w czerwcu 1942 roku kilka mil morskich od wybrzeży La Valletty. Sprzętowo byliśmy zabezpieczeni. W ekipie mieliśmy doświadczonych nurków – poinformował Piotr Wytykowski.
Mimo że od wielu lat organizują wyprawy do wraków na morzach bez pomocy finansowej instytucji państwowych, to udaje się z każdej ekspedycji wracać z tarczą. Ich dokonania są dobrze znane w świecie braci nurkowej. Jednym zdaniem kolejna wyprawa była zapięta na ostatni guzik – poinformował Roman Zajder, prezes Stowarzyszenia Wyprawy Wrakowe.
A jednak ostatnie dni ekspedycji pokazały, że przyszedł trudny czas dla podwodnych detektywów. Od przyjazdu na Maltę różne nieprzewidziane trudności związane z poszukiwaniem okrętowego dzwonu doprowadziły do niepokoju w szeregach zespołu.
15 czerwca wypłynęli łodzią do wraku. Pogoda była idealna na prowadzenie poszukiwań. Problemy zaczęły się dopiero po dotarciu na miejsce nurkowania. W dwóch przypadkach zawiódł sprzęt specjalistyczny i nurkowie rozpoczęli poszukiwania w mniejszym składzie. W tych okolicznościach nie robiono sobie większej nadziei na odniesienie sukcesu.
Byłem sceptycznie nastawiony do kolejnego nurkowania. Chłopcy po awarii ze sprzętem zaczęli komentować, że jakieś fatum dosięgło zespół – relacjonuje dalej Piotr Wytykowski. – Mieliśmy około 20 minut czasu dennego na poszukiwania. Byłem w parze z Markiem „Sharky” Alexandrem. Nasz czas pod wodą zbliżał się nieuchronnie do końca. Za kilka chwil musieliśmy przygotować się do ponad dwugodzinnej dekompresji. Wiedziony jakimś przeczuciem pokazałem partnerowi ruchem ręki żeby popłynąć w jeszcze jedno z niezbadanych miejsc na wraku. Nagle poczułem gorący dreszcz podniecenia i zachwytu. Wydałem okrzyk radości, co nie uszło uwadze mojego partnera. Naszym oczom ukazał się. „nasz” dzwon okrętowy – uzupełnia relację Wytykowski.
A więc udało się! Okazało się, że nurkowie nie mieli, niestety, aparatu fotograficznego. Postanowili wrócić następnego dnia na okręt, żeby udokumentować znalezisko. Po wyjściu na powierzchnię o odkryciu poinformowali pozostałych członków zespołu. W łodzi zapanowała powszechna radość. Wytykowski mimo okazywanej radości miał sobie za złe, że nie zabrał na wrak kamery lub aparatu fotograficznego.
Druga para nurków – Steven Wilkinson z Anglii i Edd Stockdale z Australii, którzy kontynuowali poszukiwania zatopionej w ubiegłym roku liny (zejściówki) na rufie okrętu byli świadkami radości Wytykowskiego i Alexandra. Jednak nie mieli wiedzy, co było powodem okazywanego szczęścia. Domyślali się, że było to coś ważnego. W drodze powrotnej postanowili popłynąć na miejsce, gdzie chwilę wcześniej widzieli kolegów. Na miejscu ich oczom ukazał się dzwon „Kujawiaka”. Wilkinson wyciągnął kamerę go-pro i nakręcił kilkadziesiąt sekund filmu.
Gratulacjom z odniesionego sukcesu nie było końca. Udało się zrealizować kolejny projekt. Przyszło jeszcze im poczekać na Stevena i Edda. Gdy znaleźli się wreszcie w łodzi okazało się, że dysponują materialem filmowym. Nie trzeba było kolejny raz schodzić na wrak.
I wreszcie ten dreszczyk emocji jaki mi towarzyszył podczas pierwszej eksploracji okrętu. Teraz do „kompletu” dołożyliśmy dzwon okrętowy. Misja została zrealizowana w 100% Jestem wdzięczny kolegom, że od początku do końca wspierali mnie w rożnych pracach organizacyjnych na temat „Kujawiaka”
— Piotr Wytykowski
Od pierwszej wyprawy w 2014 roku wierzyliśmy, że marynarze z „Kujawiaka” pozwolą nam odszukać wrak. Przed nami poszukiwały eskortowca różne zagraniczne ekipy, ale to nam się udało. Wykonaliśmy ciężką pracę, wiele godzin spędziliśmy w archiwach w Anglii i Niemiec. Uzyskaliśmy także pomoc od historyków w kraju i za granicą. I wreszcie ten dreszczyk emocji jaki mi towarzyszył podczas pierwszej eksploracji okrętu. Teraz do „kompletu” dołożyliśmy dzwon okrętowy. Misja została zrealizowana w 100% Jestem wdzięczny kolegom, że od początku do końca wspierali mnie w rożnych pracach organizacyjnych na temat „Kujawiaka” – powiedział Wytykowski.
Kiedy i kto dokona podniesienia dzwonu nie wiadomo. Teraz nurków czeka długa procedura urzędnicza. Trzeba uzyskać specjalne pozwolenia na wydobycie cennego artefaktu, który po renowacji trafi do Muzeum Morskiego w La Valletcie. W końcu będzie mógł cieszyć oczy zwiedzających i sympatyków historii.
Warto zwrócić uwagę na fakt, że odnaleziony okrętowy dzwon jest pierwszym tego typu artefaktem pochodzącym z polskiego wraku jednostki bojowej po 1939 roku. Mamy tego świadomość. Tym bardziej smakuje sukces całego teamu – powiedział Roman Zajder, prezes Stowarzyszenia Wyprawy Wrakowe.
W poszukiwaniach dzwonu udział wzięli: Piotr Wytykowski, Roman Zajder, Mariusz Borowiak, Robert Piąsta oraz Mark Alexander i Scott DellaPeruta z USA, Mark Jonesy i Steven Wilkinson z Anglii, Edd Stockdale z Australii, oraz Arthur Castillo oraz John Wood z Malta.
Niezwykłą historię polskiego eskortowca oraz przebieg poprzednich ekspedycji zawdzięczamy książce znanego pisarza-marynisty i naszego przyjaciela ze Stowarzyszenia Mariusza Borowiaka – „Podwodni tropiciele.” – informuje Piotr Wytykowski.
Już wkrótce rozpoczną się przygotowywania do kolejnej wyprawy. Odnalezione w Brytyjskim Archiwum w Kew dokumenty dotyczą zatopionego wraku okrętu, które mogą przynieść przełom w dotychczasowych poszukiwaniach. Szykuje się kolejna sensacja z udziałem członków Stowarzyszenia Wyprawy Wrakowe.