Kłopoty i niepowodzenia podwodnych detektywów

 Na tę chwilę Piotr Wytykowski czekał rok. Jako uczestnik III międzynarodowej ekspedycji na wrak niszczyciela eskortowego ORP „Kujawiak” miał możliwość kolejny raz zanurkować na „ukochany okręt”.

W czerwcu 2015 roku wziął on udział w ekspedycji o kryptonimie „L 72 A Forgotten Tragedy”, zanurkował na głębokość 100 metrów i zbadał wrak eskortowca. Był pierwszym nurkiem, który po 73 latach od zatonięcia jednostki zobaczył wrak w całej okazałości. Dla Wytykowskiego sytuacja była szczególna. W ubiegłym roku zabrał na okręt biało-czerwoną banderę, która po kilku dziesięcioleciach znów, chociaż na kilka minut, „zatrzepotała” na okręcie. Obiecał partnerom ze stowarzyszenia, że podczas następnej ekspedycji zabierze banderę, którą zamierzał przymocować na stałe.

9 czerwca 2016 roku miał być pierwszym i długo oczekiwanym dniem nurkowania na wrak „Kujawiaka” w poszukiwaniu dzwonu okrętowego. Na poszukiwania „serca” niszczyciela eskortowego przygotowani byli Piotr Wytykowski i Mark „Sharky” Aleksander z USA oraz Mark „Jonesy” Jones z Anglii. Okazało się, że silny prąd morski uniemożliwił przeprowadzenie poszukiwań cennego artefaktu. Atmosfera wśród przyjaciół była napięta. Prace nurkowe odłożono na dzień następny. To nie był koniec problemów z którymi musieli się zmierzyć przyjaciele. Dron, który zabrano na wyprawę był niesprawny. Zagrożona była realizacja kilkuminutowych filmów dokumentujących pobyt nurków na Malcie. Z pomocą przyszli członkowie wyprawy Scott DellaPeruta z USA i Robert Piąsa z Łodzi, którzy skontaktowali się z serwisem producenta drona w La Valletcie. Maltańczycy wykazali się profesjonalizmem i szybko dostarczyli uszkodzony elektroniczny element. Montaż i regulację pojazdu nurkowie wykonali własnym sumptem.

20160610-DSC_045820160610-DSC_0448

10 czerwca prądy morskie były silne, ale nie zniechęciły nurków do zejścia na wrak. Rozpoczęto poszukiwania dzwonu.

Dzięki dokumentacji i zdjęciom archiwalnym eskortowców typu Hunt II, które zdobył Mariusz Borowiak autor książki „Podwodni tropiciele. Tajemnica wraku niszczyciela eskortowego ORP Kujawiak”, znane jest miejsce, gdzie był zamontowany dzwon okrętowy. Na miejscu okazało się, że zachowało się tylko „ucho” do którego był zamocowany dzwon. Prawdopodobnie po wejściu niszczyciela na minę morską w wyniku eksplozji znajdująca się w pobliżu drabinka oderwała się z mocowania i „ścięła” dzwon. To jedna z hipotez. Nie można wykluczyć, że z powodu na upływ czasu skorodowany żelazny uchwyt uwolnił mosiężny dzwon, który leży w pobliżu wraku. 

Dalsze poszukiwania dzwonu oraz zawieszenie bandery na okręcie zaplanowano na 11 czerwca. Na godz. 4.00 Roman Zajder – prezes Stowarzyszenia Wyprawy Wrakowe i Mariusz Borowiak zarządzili pobudkę kolegów. Postanowiono jak najwcześniej dotrzeć na miejsce spoczynku wraku. Dzięki wczesnej porze dnia spodziewano się, że prądy morskie będą sprzyjające i pozwolą na kilkunastominutowe poszukiwania dzwonu (czas denny około 25 minut). Powrót na powierzchnię – dekompresja – to czas ponad 2 i pół godziny.

IMG_2550 IMG_2554 IMG_2581

      Wyczuwało się duże napięcie wśród partnerów. Dotychczas pogoda nie rozpieszczała ekipy. Wreszcie mogli nurkować. Moment zawieszenia bandery przez Piotra Wytykowskiego do jednego z elementów okrętu zarejestrował znany włoski nurek i fotograf Gianmichele Iaria, uczestnik ekspedycji.

Widok i moment „powiewającej” bandery na „Kujawiaku” był przejmujący. Do bandery podpłynęli Jonesy i Aleksander. Ten ostatni jako weteran armii amerykańskiej oddał honory salutując. Następnie przystąpiono do dalszych poszukiwań dzwonu. Powiększono obszar poszukiwań. 

Od paru dni jakieś fatum wisi nad członkami ekspedycji „Heart of L 72”. Zaczyna się robić nerwowo w szeregach ekipy. Czy dobra passa opuściła nurków?

Po problemach z silnymi prądami podwodnymi, które nie pozwalały nurkom popłynąć do wraku okrętu, i po jednym dniu względnie dobrej pogody, którą wykorzystano na poszukiwania, bezskuteczne, dzwonu, następne dwa dni członkowie międzynarodowej ekspedycji musieli spędzić na lądzie z powodu na wiejące wiatry. Skipper nie chciał narażać ekipy na niebezpieczeństwo, zachodziła obawa, że może dojść do wywrócenia się łodzi motorowej. Życie ludzkie jest ważniejsze ponad wszystko. Ostatnie niepowodzenia wywołały jednak podenerwowanie w szeregach partnerów ekspedycji. 

Korzystając z przymusowego pobytu na lądzie nurkowie spotkali się z szóstką studentów i ich opiekunem prof. Chrisem Clarkiem z Kalifornii, którzy na jednym z miejscowych uniwersytetów studiują archeologię podwodną. Od kilku dni są w trakcie odbywania praktyk podwodnych na Malcie. Członkowie zespołu przygotowali audiowizualną prezentację ukazującą dotychczasową działalność Stowarzyszenia Wyprawy Wrakowe i kilkuletnie dokonania „podwodnych detektywów” w poszukiwaniu wraków na morzach oraz wyemitowano angielskojęzyczną wersję filmu dokumentalnego, który jest dołączony do książki Mariusza Borowiaka. Prezentację poprowadzili Piotr Wytykowski, Mark Alexander i Scott DellaPeruta. Młodzież z Kalifornii była pod wrażeniem przygotowanej prelekcji. Pytaniom i odpowiedziom nie było końca. Młodzież podziękowała brawami nurkom za interesujące spotkanie. Wymieniono się adresami z nadzieją na dalszą współpracę.

Następnego dnia nurkowie wybrali się do Muzeum Morskiego w La Valletcie. Dzięki pomocy dr Timmy Gambina z Uniwersytetu Maltańskiego (jednego z największych autorytetów w sprawach archeologii podwodnej na Morzu Śródziemnym i przyjaciela Stowarzyszenia) mieli możliwość poznanie od „kuchni” placówkę morską w stolicy Malty. Zwiedzili magazyny i pracownie w których przeprowadza się renowację eksponatów. Zobaczyli jak wygląda zakulisowe życie muzeum morskiego. Następnie zwiedzili stałą ekspozycję.

 Nadszedł kolejny dnień ekspedycji. Pobudka o godz. 5.00. Pogoda sprzyjała nurkowaniu, ale nastroje wśród partnerów były mało optymistyczne.

Okazało się, że po przeprowadzeniu remontu drona nie udało się mu przywrócić pełnej sprawności. Obsługujący nie mieli kontroli nad latającą maszyną. Urządzenie jest bezużyteczne. Krótko przed zejściem pod wodę jeden z nurków zgłosił awarię komputera swojego rebreathera i musiał zostać w łodzi.

Poszukiwanie dzwonu musiało się odbyć z udzialem mniejszego zespołu nurków, co źle wróżyło powodzeniu misji. Natomiast nurek suportowy poinformował o awarii komputera nurkowego. Znów były problemy z odnalezieniem bojki, która zatonęła. Znaleziono ją na głębokości 30 metrów. Kolejna strata czasu. Czy te fatum się wreszcie skończy?.  

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.